POWSTANIE W GETCIE W WARSZAWIE

Powstanie w getcie w Warszawie, które rozpoczęło się 19 kwietnia 1943 roku, to pierwszy i największy żydowski zryw w latach II wojny światowej. Po raz pierwszy też wtedy bojowcy, którzy nie byli Żydami, strzelali, by pomóc Żydom.

Dwie flagi, w czasie walk zatknięte przez powstańców na dachu płonącego budynku, widoczne z obu stron muru getta, stały się symbolem oporu i polsko-żydowskiej więzi i lojalności. Powiewały obok siebie: biało-niebieska flaga syjonistyczna i biało-czerwona polska.

 

DROGA DO BUNTU

 

Powstaje getto

Przed wojną getta nie było. Wydając wkrótce po inwazji na Polskę w 1939 roku rozkaz budowy tzw. dzielnicy żydowskiej Niemcy wprowadzili apartheid formalnie i w praktyce. Zbudowali prawdziwą zaporę odgradzającą warszawskich Żydów od chrześcijan: gruby, trzymetrowej wysokości mur zwieńczony drutem kolczastym, biegnący wzdłuż całej, liczącej blisko 17 kilometrów granicy wydzielonego obszaru. Tworzeniu getta towarzyszyło przymusowe przesiedlanie żydowskiej i chrześcijańskiej ludności miasta. Jednych i drugich wyrzucano z domów, wyznaczając „czysto aryjskie” i „czysto żydowskie” tereny mieszkalne. Wszelkie dokonywane bez zezwolenia kontakty z Żydami, zwłaszcza jakiekolwiek formy pomocy, karane były śmiercią.

Ofiary wysiedleń po obu stronach muru sprzeciwiały się tym przymusowym przeprowadzkom, ale nie były w stanie im przeszkodzić. Jak pisał żydowski nauczyciel i kronikarz Warszawy Chaim Kaplan:

„[…] wszyscy [Polacy] mieszkający na ulicach w obrębie murów muszą przenieść się do dzielnicy aryjskiej. W pewnym sensie zarządzenie bardziej dotyka Polaków niż Żydów, gdyż Polakom każe się nie tylko wyprowadzić z getta, ale także z dzielnicy niemieckiej. Nazizm chce rozdzielić wszystkich . […] Goje też lamentują. Nikt z rzemieślników ani sklepikarzy nie chce przenieść się w obce miejsce, nawet do części aryjskiej. Trudno człowiekowi, czy jest Żydem, czy Aryjczykiem, zaczynać życie na nowo. Panika w zdobytej Warszawie, okupowanej przez okrutnych panów, jest więc wielka […] póki co, jesteśmy w otwartym getcie, ale skończymy w prawdziwym, zamkniętym murami.”

Jedną trzecią mieszkańców miasta, około 400 000 osób, zamknięto na otoczonym murem obszarze o powierzchni niespełna 3,4 km kwadratowego. Przepełnienie w nowych miejscach, zwłaszcza w przypadku Żydów, było nie do zniesienia. Żadna przeprowadzka nie wchodziła w grę. Żywności brakowało po obu stronach nowo wzniesionego muru, ale w getcie szczególnie. Przeludnienie i brak podstawowych usług powodowały choroby i śmierć. Dodatkowego zaopatrzenia szukano na czarnym rynku, ale było to nielegalne i, jak w przypadku większości przepisów narzuconych przez Niemców, karane śmiercią.

 

Reaguje polskie Podziemie

Polskie Państwo Podziemne zdecydowanie potępiło utworzenie getta; wpisało się tą reakcją w ogólne nastroje prożydowskie, które przeważały od września 1939 roku wśród mieszkańców Warszawy, okazujących współczucie brutalnie prześladowanym Żydom.

Wydawany w Warszawie konspiracyjny Biuletyn Informacyjny z listopada 1940 roku stawiał sprawę jasno:

„Warszawskie getto przybrało rozmiary gigantycznej zbrodni: ponad czterysta tysięcy ludzi skazuje się na wszelkie konsekwencje nieuniknionych epidemii i powolnej śmierci głodowej.”

Nawet najbardziej skrajne ugrupowania polskich nacjonalistów ostrzegały Polaków przed współudziałem w antyżydowskich akcjach niemieckich okupantów. Zgodnie z podziemnym kodeksem postępowania wszelka tego rodzaju kolaboracja była traktowana jako zdrada i karana śmiercią.

Niemieckie i żydowskie źródła naukowe potwierdzają reakcje polskiego podziemia i odczucia polskiego społeczeństwa wobec Żydów, niezależnie od skłonności politycznych i postaw czasu pokoju. Niemiecki generał Johannes von Blaskowitz zanotował 6 lutego 1940 r.:

„Publicznie dokonywane akty przemocy wobec Żydów budzą wśród polskiej ludności, zasadniczo bogobojnej, nie tylko najgłębsze obrzydzenie, ale także ogromną litość dla ludności żydowskiej”.

5 grudnia 1939 roku żydowski uczony Chaim Kaplan zanotował:

„Myśleliśmy, że «żydowska opaska» stanie się dla miejscowej ludności powodem do kpin i pośmiewiska, ale myliliśmy się. Nie ma braku szacunku ani rozdmuchiwania pohańbienia innych. Wręcz przeciwnie. Pokazują, że współczują nam w upokorzeniu. Siedzą milcząc w tramwajach, a w prywatnych rozmowach wyrażają nawet słowa pocieszenia i zachęty: Przyjdą lepsze czasy!”.

Nawet warszawski rabin Zylbersztejn, który uważał, że Polacy odnosili się do Żydów obojętnie, zanotował:

„Często wyrażali też współczucie. Nie było przypadku, by okazywali postawę wrogą.”

Kaplan zauważa, że Polacy nie ulegają antysemickiej propagandzie niemieckiej. 1 lutego 1940 roku zapisuje w dzienniku:

„Polskie społeczeństwo, ciemiężone i poniżane, pogrążone w głębokiej depresji w wyniku narodowej katastrofy, nie jest szczególnie podatne na tę [niemiecką, antysemicką] propagandę. […] Wspólne cierpienie zbliżyło serca, a barbarzyńskie prześladowania Żydów budzą współczucie dla nich. Milcząco, bez słów, dawni rywale czują, że są braćmi w nieszczęściu, że mają wspólnego wroga, który pragnie przynieść zniszczenie jednym i drugim naraz.”

 

Mur otacza getto

Getto od samego początku stało się zamkniętym, odrębnym światem. Żydzi znajdywali jednak sposoby, by wydostać się poza mur. Zdarzało się, że i Polacy przenikali do środka, ale częściej pomagali Żydom na zewnątrz.

Do warszawskiego getta Polacy przerzucali żywność, leki i dokumenty dla szykujących się do ucieczki Żydów. Pojedyncze osoby, a także całe rodziny wyprowadzali stamtąd członkowie podziemnej polskiej organizacji „Żegota”, Rady Pomocy Żydom przy Delegaturze Rządu RP na uchodźstwie. Już poza murem „Żegota” zapewniała schronienie i nową tożsamość, łącznie z podrabianymi dowodami tożsamości, kartkami na żywność, metrykami chrztu i pieniędzmi. Organizowanie akcji ratunkowych, które trwały przez wszystkie lata niemieckiej okupacji, wymagały odwagi i dobrej woli tysięcy ochotników gotowych iść z pomocą obcym mimo groźby kary śmierci. Irena Sendlerowa, polska pielęgniarka i członkini „Żegoty”, pomogła przemycić z getta i uratować 2,5 tys. żydowskich dzieci, ukrywanych później w polskich domach i klasztorach po tzw. aryjskiej (nieżydowskiej) stronie. Wiele z tych dzieci przeżyło wojnę. Z pomocą do getta przedostawał się inny członek „Żegoty”, Władysław Bartoszewski.

Pomagało Żydom wielu Polaków, wielu też zapłaciło za to życiem własnym i swoich najbliższych. W okupowanej Polsce – Warszawy nie wyłączając –  Niemcy zarządzili i ściśle egzekwowali karę śmierci dla każdego, kto udzielał Żydom pomocy. 24 marca 1944 roku we wsi Markowa koło Łańcuta zamordowali za ukrywanie Żydów Józefa Ulma, jego żonę Wiktorię, będącą w zaawansowanej ciąży i ich dzieci, z których najstarsze miało osiem lat, a najmłodsze półtora roku. Zabito też ośmioro Żydów ukrywających się u Ulmów, w tym dwie kobiety i dziecko.  Represje dotknęły także okolicznych mieszkańców.

Mimo to akcje ratunkowe trwały przez całą wojnę. Już sama liczba ludności getta – 400 tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci, czyli jedna trzecia mieszkańców miasta – sprawiała, że wszelkie próby pomocy były skrajnie trudne; jeszcze trudniej przychodziło pomagać

Żydom niezasymilowanym, którzy nie mówili dobrze po polsku. A jednak właśnie tylko i wyłącznie po to, by pomagać Żydom, powstała „Żegota”, jedyna taka organizacja w całej okupowanej Europie. W obliczu eksterminacji polskich Żydów i braku reakcji aliantów na apele Polskiego Państwa Podziemnego o pomoc, założycielka „Żegoty”, pisarka i gorliwa katoliczka, Zofia Kossak-Szczucka, napisała swój Protest rozpowszechniany 11 sierpnia 1942 roku konspiracyjnymi kanałami w Warszawie w formie ulotki:

„Świat patrzy na tę zbrodnię, straszliwszą niż wszystko, co widziały dzieje – i milczy. Rzeź milionów bezbronnych ludzi dokonywa się wśród powszechnego, złowrogiego milczenia.”

A getto rozpaczliwie potrzebowało uwagi świata. Od chwili, gdy powstało, nie mogło przeżyć bez wsparcia z zewnątrz – polska pomoc dla żydowskich szmuglerów żywności i handlarzy na czarnym rynku była nieodzowna. Żydowski świadek i historyk Emmanuel Ringelblum pisał:

„Było to zjawisko powszechne. […] Setki żebraków, z kobietami i dziećmi łącznie, wymykało się ukradkiem z getta, by żebrać po Drugiej Stronie, gdzie dobrze ich przyjmowano, karmiono do syta, a często obdarowywano żywnością, którą zabierali do getta. Powszechnie rozpoznawani jako Żydzi z getta, być może właśnie dlatego dostawali jałmużnę.”

Włoski dziennikarz odwiedzający Warszawę pisał:

„Przez starannie wykonane szczeliny w murze getta gromady zagłodzonych żydowskich dzieci wymykały się do innych dzielnic miasta w poszukiwaniu chleba. Ze strachem w oczach ci biedni, czarnowłosi malcy pukali delikatnie do drzwi polskich domów i zawsze spotykali się ze zrozumieniem: dostawali miskę zupy i chleb. Po czym przekradali się pod ścianami, by ich nie złapano, biegli do dziur w murze i rozpływali się w tłumie Żydów.”

Przeważająca większość Żydów z trudem wiązała koniec z końcem. Biedni głodowali i umierali masowo wskutek chorób i głodu. Nieliczni bogaci żyli względnie dobrze, podobnie jak prominenci, Rada Żydowska (Judenrat), czy żydowscy policjanci którzy kolaborowali z Niemcami w nadziei – złudnej, jak się ostatecznie okazało – ocalenia własnego życia. Znieczuleni okrucieństwem Niemców i swoim strachem, stawali się stopniowo – wyjąwszy nielicznych – ślepym narzędziem wyzysku i ciemiężenia własnego narodu. Żydowscy policjanci w getcie dezerterowali i ukrywali się – albo zasilali szeregi kolaborantów. Stanowili najliczniejszą siłę, która – pod groźbą kary śmierci – zmuszona była latem 1942 roku do wyłapywania i pomocy w wywożeniu warszawskich Żydów na śmierć.

W obliczu podobnie niewyobrażalnego wyboru i nie zgadzając się na uczestnictwo w unicestwieniu swojego narodu i pomaganie Niemcom w wysyłaniu warszawskich Żydów do gazu, popełnił samobójstwo przewodniczący Judenratu Adam Czerniaków.

 

Konspiracja i opór zbrojny w warszawskim getcie

Paradoksalnie, co najmniej do stycznia 1942 roku niemieckie władze cywilne uważały warszawskie getto za teren politycznie bezproblemowy i uległy. Było zdecydowanie inaczej. Polityczny żydowski ruch oporu powstał po klęsce Polski jesienią 1939 roku. Większość przedwojennych partii politycznych przeniosła swoją działalność do podziemia i istniała nadal. Nawet ortodoksyjne kręgi skupiły się na tajnym nauczaniu. Inni spiskowali. Generalni Syjoniści (Gordonia) i religijni Syjoniści (Mizrachi) nadal spotykali się i analizowali sytuację z własnego, centrystycznego albo centroprawicowego punktu widzenia. Popierali zachodnich aliantów i sceptycznie lub wręcz wrogo odnosili się do komunistów i w ogóle do politycznej lewicy. Część żydowskich przywódców, zwłaszcza lewicowych, uciekła do Polski okupowanej przez Sowietów. Pozostali odtworzyli tajne struktury w warszawskim getcie i w innych miejscach pod niemiecką okupacją. Część opowiadała się za oporem zbrojnym.

Skrajnie nacjonalistyczni syjoniści – rewizjoniści utworzyli własny konspiracyjny Narodowy Związek Wojskowy / Żydowski Związek Wojskowy (Irgun Zvai Leumi – ŻZW), na którego czele stanęli Dawid Apfelbaum i Paweł Frenkel. Irgun, konserwatywna żydowska organizacja paramilitarna, działająca w przedwojennej Polsce, a później krytycznie nastawiona do tworzenia państwa żydowskiego w Ziemi Świętej, od samego początku przygotowywała się do walki zbrojnej. Przywódca Irgun/ŻZW Dawid Wdowiński, pytany o tajny skład broni i niemieckich mundurów gromadzonych starannie przez Irgun w getcie, tłumaczył:

„Dowództwo Irgun Zvai Leumi [Żydowskiego Związku Wojskowego] utrzymywało kontakt z polskim podziemiem. Przez krótki czas przysyłali instruktorów wojskowych, którzy szkolili naszych ludzi. Nasi bojownicy musieli nauczyć się posługiwania różnego rodzaju bronią i granatami. Poza tym dowiadywali się, jak budować barykady, jak zachowywać się w walkach ulicznych, jak bronić bunkrów. Kontakt z polskimi organizacjami wojskowymi umożliwiał nam na początku zakupy broni, granatów ręcznych, koktajli Mołotowa, amunicji. Później mieliśmy własne źródła zaopatrzenia. Poza tym zawsze można było zdobyć te rzeczy w ograniczonych ilościach od niemieckich żołnierzy, którzy za pieniądze i złoto robili wszystko.”

O ile Irgun (ŻZW) był zdyscyplinowaną i dobrze wyszkoloną formacją wojskową, jego ideologiczny rywal w getcie stworzył coś przypominającego raczej rewolucyjną milicję. Dużo liczniejsze partie lewej strony sceny politycznej, w tym marksistowski i socjalistyczny Bund, lewicowi Syjoniści oraz komuniści, którzy wyłonili się jako Polska Partia Robotnicza (PPR) założyły Żydowską Organizację Bojową (ŻOB). Na jej czele stanął młody lewicowy syjonista Mordechaj Anielewicz z partii Poalej Syjon, a jego zastępcą został Marek Edelman z Bundu.

 Komunistyczne podziemie, początkowo maleńkie, rozrastało się, wzmocnione sowieckimi zwycięstwami na froncie wschodnim. Podobnie jak komunistyczna konspiracja poza murami getta, pozostawało pod bezpośrednim nadzorem NKWD, tajnej policji Stalina.

 Na rozkaz Moskwy, pod pozorem „jednolitego frontu”, komuniści podjęli próbę przejęcia Żydowskiej Organizacji Bojowej; nieudaną jednak, głównie dlatego, że opór wobec ich dominującej roli stawił Bund. Pozycja komunistów była mimo to wciąż mocna, z powodu przekonania, że Stalin dotrze do Warszawy wcześniej niż zachodni alianci, a w pokonywaniu Niemców Armia Czerwona odnosi sukcesy większe niż ktokolwiek inny.

 Dla wielu członków ŻOB (Żydowskiej Organizacji Bojowej) wojna była starciem angielskich i niemieckich „kapitalistów” i „imperialistów”, a większość syjonistów uważała Wielką Brytanię za wroga z powodu kontroli sprawowanej przez nią nad Palestyną. Niektórym marzyła się „sowiecka Palestyna”, którą miałby ustanowić dla nich Stalin. Ich podziemna prasa wychodząca w getcie uprawiała jawną rewolucyjną propagandę sowiecką. Niektóre z konspiracyjnych wydawnictw posuwały się wręcz do stwierdzenia, że  „sowiecko-niemiecki pakt z sierpnia 1939 roku [dokonujący podziału Polski] był posunięciem mądrym i uzasadnionym”, ponieważ dał Stalinowi czas „na przygotowanie się na wszystkie sposoby do walki z całym kapitalistycznym światem, osłabionym przez wojnę i jej następstwa.” Idea „zwycięstwa Armii Czerwonej i wolnej Polski będącej częścią Związku Sowieckiego” mogła wydać się atrakcyjna bardziej radykalnym elementom w ŻOB, ale nie zyskała najmniejszej popularności w ŻZW ani wśród Polaków po drugiej stronie muru warszawskiego getta.

 

 

Związki podziemia polskiego i żydowskiego

W tym samym czasie, gdy w getcie toczyło się konspiracyjne życie, część żydowskich ugrupowań odtworzyła związki z chrześcijańską stroną Warszawy – na ogół zgodnie z przedwojennymi powiązaniami politycznymi. Tak więc ugrupowania skłaniające się ku prawicy zawierzały podobnym organizacjom poza gettem, a socjaliści współpracowali ze swoimi odpowiednikami tamże. Ponadto Polskie Państwo Podziemne i jego konspiracyjna Armia Krajowa, podległe Rządowi RP na uchodźstwie, starały się objąć wszystkie siły polityczne wspierające wolną powojenną Polskę. Z tego powodu dla polskiego podziemia komuniści – po obu stronach muru getta – byli nie do przyjęcia.

Kontrwywiad Armii Krajowej zdawał sobie w pełni sprawę ze stalinowskiej propagandy i z infiltracji lewicowych organizacji żydowskich w getcie przez sowieckie tajne służby. Informacje o prosowieckich nastrojach w getcie poważnie osłabiły sympatię wielu Polaków do Żydów i pogłębiły nieufność do nich, wyczuwalną w pewnych środowiskach po sowieckiej inwazji na wschodnią Polskę (1939–1941).

Mimo braku zaufania, Armia Krajowa nadal dozbrajała i szkoliła żydowskie podziemie. Przywódca ŻOB Marek Edelman przyznawał:

 „Nie dostaliśmy od Polaków wystarczającej pomocy, ale bez ich wsparcia nie moglibyśmy rozpocząć powstania. […] Trzeba pamiętać, że samym Polakom brakowało broni. Stroną winną jest nazizm, faszyzm – nie Polacy.”

 

Zbrojny opór nie był pierwszą opcją

Zanim zwyciężyła koncepcja akcji zbrojnej, obowiązywała zasada przystosowania i oporu biernego, bez użycia przemocy: dyskretna kontynuacja żydowskiego stylu życia z udawaniem posłuszeństwa wobec niemieckich zarządzeń lub spełnianie jedynie minimum żądań okupanta – tylko w takim stopniu, by uniknąć represji. Oznaczało to przeciwstawianie się porządkowi okupacji niemieckiej, między innymi przez tajne nauczanie, organizowanie lokalnych społeczności, czarny rynek i sieci rozpowszechniania informacji.

Kolaborowali nieliczni, bo kolaboracja była pomaganiem Niemcom w działaniu na szkodę większości społeczeństwa żydowskiego. Jednak nawet wśród kolaborujących prominentów zdarzali się tacy, którzy usiłowali pomagać swym rodakom i chronić ich przed coraz bardziej uciążliwymi i bestialskimi rozkazami niemieckimi, przyjmującymi ostatecznie cechy ludobójstwa.

Kto po zamknięciu getta stawiał opór, kto się dostosowywał, kto i w jaki sposób kolaborował – wszystko to ulegało zmianom. Kiedy terror niemiecki narastał, opór słabł. Gdy jednak stało się jasne, że nic, nawet kolaboracja, nie gwarantuje przeżycia i że opór bez użycia przemocy nie wystarcza, argumenty na rzecz działań zbrojnych stały się oczywiste. Żadna ludzka istota, co zrozumiałe, nie była w stanie uwierzyć, że niemieccy okupanci istotnie zamierzają eksterminować wszystkich Żydów; dlatego większość tych, którzy przestrzegali przed akcjami zbrojnymi, robiła to z obawy przed antyżydowskimi represjami ze strony SS.

Pełne zrozumienie planów okupanta nastąpiło jednak dopiero w lipcu 1942 roku, gdy Niemcy deportowali większość mieszkańców warszawskiego getta – około ćwierć miliona ludzi – i zagazowali ich w Treblince. Dopiero w tym momencie wszyscy pozostali w Warszawie Żydzi, nie tylko młodzi, niecierpliwi bojowcy, pojęli straszliwą prawdę o Holokauście. Postanowili walczyć ze swoimi katami, wiedząc, że nie mają szans na zwycięstwo, a na koniec mając świadomość, że walczą nie o życie, ale o godną śmierć.

 

 

Wybucha powstanie

Strategicznym celem wojskowego powstania, które wybuchło w warszawskim getcie w kwietniu 1943 roku, był zbrojny opór wobec Niemców w obliczu nieuniknionej eksterminacji resztek żydowskich mieszkańców; powstańcy zamierzali zabić tylu Niemców i kolaborantów, ilu to było możliwe, a potem albo zginąć z bronią w ręku, albo próbować ucieczki na nieżydowską stronę.

„Dla nas była to sprawa zorganizowania obrony, nie powstania” – twierdził jeden z przywódców buntu, Icchak Cukierman. – „W powstaniu inicjatywa jest po stronie tych, którzy się buntują. My chcieliśmy tylko się bronić; inicjatywa leżała całkowicie po stronie Niemców.”

Chrzest ogniowy żydowskich bojowników miał miejsce trzy miesiące wcześniej, 18 stycznia 1943 roku, kiedy Niemcy i ich pomocnicy usiłowali otoczyć Żydów pozostających jeszcze w getcie. SS napotkało pociski, butelki z benzyną i granaty rzucane przez oddziały bojowców ŻOB. Okupant wycofał się zdezorientowany. Nastąpił pełen grozy okres wytchnienia, który obie strony wykorzystały do przegrupowania sił.

19 kwietnia 1943 roku, zgodnie z rozkazami Reichsführera SS i policji Heinricha Himmlera i pod osobistym dowództwem SS-Brigadeführera Jürgena Stroopa 2500 esesmanów i żołnierzy Wehrmachtu rozmieściło prócz zwykłej broni piechoty, ciężkie karabiny maszynowe, artylerię i broń pancerną. Wspierali ich ochotnicy SS: Łotysze, Litwini i Ukraińcy.

Naprzeciw nich, po drugiej stronie, marnie uzbrojone siły żydowskie składały się z  Żydowskiej Organizacji Bojowej, Irgunu (ŻZW) i niezrzeszonych ochotników. ŻOB wystawiła blisko 500 ludzi, ŻZW o połowę mniej, choć jego bojowcy zostali profesjonalnie przeszkoleni. Około setki uczestników powstania działało w „dzikich grupach”. Uzbrojeni byli głównie w butelki z benzyną i broń krótką, kilka pistoletów maszynowych oraz dwadzieścia karabinów – i zdecydowani walczyć do ostatka.

Broń pochodziła z zewnątrz, od polskiego podziemia. To w trakcie walk grupa żydowskich powstańców należących do syjonistów z Irgunu zatknęła symbolicznie dwie flagi powiewające obok siebie na dachu budynku widocznego z drugiej strony muru.

ŻZW i ŻOB wcześniej współpracowały ze sobą przez jakiś czas, ale była to współpraca ograniczona głównie do wymiany informacji wywiadowczych i ustaleń, kto w jakim sektorze będzie walczył. Rywalizujące organizacje obsadziły swoje barykady i umocnienia, natomiast cywilna ludność żydowska ukryła się w bunkrach pod kamienicami i domami.

 

Walka

Przebieg walk można podzielić na dwa odrębne etapy: starcia uliczne i obronę bunkrów. Przez mniej więcej tydzień Niemcy i ich pomocnicy trafiali na zasadzki uliczne i wdawali się w nieustanne potyczki z żydowskimi bojowcami. Największe starcie miało miejsce na Placu Muranowskim, bronionym przez Irgun. Przez cały dzień bojowcy Związku stawiali opór przeważającym siłom niemieckim. Zaznaczyli swoje terytorium i zademonstrowali więzi wywieszając na dachu płonącego domu widocznego z obu stron muru getta dwie flagi: polską i syjonistyczną.

 

Alicja Kaczyńska, która mieszkała tuż obok getta, pamięta ten widok:

„Widzieliśmy, jak na dachu naprzeciw nas kręcą się ludzie; każdy z nich miał przy sobie jakąś broń. W pewnej chwili zobaczyliśmy coś wyjątkowego – wywieszono flagi niebiesko-białą i biało-czerwoną. Krzyczeliśmy z radości. – Patrzcie! Patrzcie! Flaga żydowska! Żydzi zajęli Plac Muranowski! Nasze głosy odbijały się echem na schodach. Ściskaliśmy się i całowali.”

 

Większość żołnierzy Irgunu zginęła. Nielicznym udało się uciec.

Według Dawida Landaua z Żydowskiego Związku Wojskowego:

Otwarte walki skończyły się bitwą, która miała miejsce na Muranowskim 25 i 26 kwietnia. […] Kiedy tego wiosennego wieczoru walka dobiegła końca, okazało się, że straciliśmy znaczną liczbę członków. Wielu było rannych. […] Po tym dowódcy poinformowali nas, że po naszej stronie i po stronie aryjskiej ustalono, że nasza grupa ewakuuje się kanałami i dołączy do polskich partyzantów w lesie. Każdy z nas może teraz swobodnie postanowić, czy wychodzi z grupą, czy zostaje. Od tej chwili każdy samodzielnie decyduje o swojej przyszłości. […] Powiedziano, że nie będziemy wciągać Niemców w żadną bitwę, chyba że nie dałoby się tego uniknąć.”

Dokładne plany kanałów bojowcy z ŻZW otrzymali od członków polskiego podziemia, którzy też przeprowadzali ich w bezpieczne miejsca.

Kiedy ci, którzy z Irgunu pozostali, zniknęli w kanałach, cała furia niemieckiego ataku spadła na lewicową Żydowską Organizację Bojową, do tej pory odgrywającą drugorzędną rolę. ŻOB rozmieściła swych bojowców i uparcie broniła kryjówek i bunkrów. Niemcy musieli zdobywać je w zażartej walce, kolejno, jedne po drugich. Ostatecznie część ocalałych członków organizacji uciekła do kanałów, a potem, poza gettem, z pomocą komunistów dotarła na wieś.

Kto został, walczył do samego końca. Niemal wszyscy zginęli lub popełnili samobójstwo, wśród nich najwyższy dowódca Mordechaj Anielewicz. Częstokroć bunkry lokalizowali żydowscy informatorzy, zwykle zmuszani do ujawnienia ich lokalizacji pod groźbą śmierci. Czasem też, by uniknąć strat wśród Niemców, do wytropienia obrońców i cywilów ukrywających się w bunkrach, wysyłano żydowskich policjantów. 16 maja Niemcy ogłosili, że getto jest Judenrein („wolne od Żydów”), operacja likwidowania getta trwała jeszcze kilka tygodni.

 

Pomoc polskiego podziemia

Prócz zaopatrzenia w broń, o którą było bardzo trudno, w mapy; prócz szkoleń, ustalania logistyki walki i wycofywania się, polskie podziemie wspierało też Żydów militarnie.

Polska pomoc podczas powstania w getcie w Warszawie wyznaczyła jedyny w okupowanej Europie okres, w którym podczas Holokaustu strzelano w obronie Żydów.

Były dwa rodzaje działań zbrojnych: operacje saperskie pod murem i błyskawiczne ataki z zaskoczenia. Akcje prowadzono z rozkazu najwyższego dowództwa Armii Krajowej, przede wszystkim pułkownika Antoniego Chruściela (ps. Monter).

Już 19 kwietnia 1943 r. trzy oddziały saperów z Armii Krajowej dowodzone przez kpt. Józefa Pszennego (ps. Chwacki) przystąpiły do zakładania min, by wysadzić w powietrze część muru otaczającego getto. Zostali zauważeni przez Niemców. Zginęli dwaj żołnierze, czterej inni zostali ranni. Próba się nie powiodła, ale w wyniku wymiany ognia zginęło kilku niemieckich policjantów.

22 kwietnia oddział Armii Krajowej nawiązał walkę z patrolem pomocniczej litewskiej policji SS i zlikwidował go poza murem getta.

23 kwietnia major Jerzy Lewiński (ps. Chuchro), porucznik Jerzy Skupieński (ps. Jotes) razem z grupą saperów mieli zniszczyć bramę do getta przy ulicy Pawiej. Wskutek kontrataku Niemców musieli się wycofać. Podczas ucieczki zdołali zabić 4 esesmanów i policjantów i zniszczyć ich samochód.

W kilku przypadkach udało się żołnierzom AK położyć trupem niemieckich wartowników z SS i policji przy murze getta na Lesznie, na Orlej i Zakroczymskiej, a także koło pobliskiego Cmentarza Powązkowskiego. Podczas jednej z takich akcji Leszek Raabe (ps. Marek) z Socjalistycznej Organizacji Bojowej zaatakował Niemców w pobliżu cmentarza żydowskiego, a w tym czasie jego zastępca wyprowadził z getta żydowskich członków Polskiej Partii Socjalistycznej.

 

Najbardziej brawurową operację miał na koncie oddział AK pod dowództwem kapitana Henryka Iwańskiego (ps. Bystry), który przeniknął do getta i walczył ramię w ramię z Irgunem. Iwański współpracował z ŻZW od 1939 roku i dołączył do niego teraz, w walce w roku 1943. Oba oddziały, polski i żydowski, poniosły ciężkie straty i wycofały się razem kanałami.

 „Od roku 1940 do 1943 dostarczaliśmy [...] broń, amunicję i granaty […] W marcu i kwietniu 1943 roku, przed wybuchem powstania dostarczyliśmy do getta duże ilości broni maszynowej i ręcznej, amunicję, kilkanaście skrzynek granatów [...] W toku powstania w getcie nasi ludzie, głównie strażacy - członkowie OW KB około 20 razy zaopatrywali żydowskich bojowców w amunicję” – pisał Henryk Iwański (ps. Bystry).

Na Polaków skarżył się dowódca SS generał Jürgen Stroop odpowiedzialny za likwidację getta – jego żołnierze „wciąż byli pod ogniem spoza getta, czyli ze strony aryjskiej.” Rozwścieczała go zwłaszcza wspólna walka syjonistycznego Irgunu (ŻZW) i polskiej Armii Krajowej.

Główna grupa Żydów, wymieszana z polskimi bandytami, wycofała się na tak zwany Plac Muranowski już w pierwszym lub drugim dniu walk. Tam zostali dozbrojeni przez znaczną grupę polskich bandytów.”

 

Relację Stroopa potwierdził podziemny polski biuletyn „Głos Warszawy”:

„Byli Polacy, którzy na ulicach getta walczyli ramię w ramię z Żydami przeciw Niemcom.”

 

Za pomoc Żydom karano śmiercią. Według raportu Stroopa 22 kwietnia Niemcy ujęli „35 Polaków” i rozstrzelali ich w odwecie. „Podczas egzekucji bandyci padając wołali: „Niech żyje Polska!” W podobnym dokumencie holenderski esesman Franz van Lent stwierdza rzeczowo: „Sześciu Polaków z polskiego podziemia, którzy próbowali pomóc Żydom, aresztowano i rozstrzelano.”

 Polskie podziemie utrzymywało regularny kontakt z żydowskim łącznikiem po stronie nieżydowskiej i wszystkie jego komunikaty z walczącego getta przekazywało przez tajne radiostacje polskiemu rządowi na uchodźstwie w Londynie. Polskie władze informowały aliantów o powstaniu sprowokowanym masowymi wywózkami i eksterminacją warszawskich Żydów, prosząc o pomoc. Bez skutku.

 Podobnie zignorowane zostały w Waszyngtonie i Londynie wcześniejsze polskie informacje o „ostatecznym rozwiązaniu” zbierane od września 1940 roku do kwietnia 1943 przez Witolda Pileckiego, który na ochotnika dostał się do Auschwitz i stamtąd wysyłał szczegółowe informacje o okropnościach obozu, czy świadectwo naocznego świadka, Jana Karskiego – jego relacja z wojny w okupowanej Polsce nie zdołała przekonać ani prezydenta USA, ani Sądu Najwyższego, ani jego prezesa.

 

Polscy cywile reagują na powstanie

Ludność Warszawy ogólnie rzecz biorąc z podziwem i współczuciem patrzyła na powstanie w getcie i na desperacką odwagę powstańców.  Niemcy natomiast ponawiali groźby kary śmierci wobec każdego, kto ośmieliłby się pomagać Żydom. Polscy Żydzi ukrywający się po nieżydowskiej stronie miasta obserwowali reakcje Polaków na wydarzenia w getcie. Dostrzegali szacunek Polaków dla odwagi żydowskich bojowców; powagę, z jaką reagowano na wydarzenia i to, że na zewnątrz, poza gettem, nieoczekiwane powstanie zupełnie zdominowało rozmowy przyjaciół i ludzi sobie obcych.

  • Ludwik Landau, znany żydowski ekonomista, tak pisał w swej kronice czasu wojny:

„20 kwietnia 1943: Poruszenie w całym mieście ogromne […] dominuje ton współczucia i uznania.

21 kwietnia 1943: Nawet u obojętnie czy wrogo ustosunkowanych występuje pewien ton uznania, a wszędzie działa żywe, czy nawet napięte zainteresowanie.

22 kwietnia 1943: Stosunek do Żydów różnych grup społeczeństwa bodaj że zmienił się w toku tej walki na korzyść i w kierunku okazania uznania za stawienie oporu, a nawet może szerszego zasięgu odczuwanego współczucia.

26 kwietnia 1943: Ukazało się dziś na słupach ogłoszeniowych nowe obwieszczenie szefa policji okręgu warszawskiego, nie tylko przypominające o grożącej karze śmierci za udzielanie jakiejkolwiek pomocy Żydom poza gettem, ale grożące posyłaniem do obozów karnych osobom, które by, wiedząc tylko o pobycie Żyda poza gettem, nie doniosły o tym policji.”

30 kwietnia 1943: Walka ta spotkała się wszędzie z uznaniem, obudziła współczucie nawet w dotąd mało dostępnych dla niego w stosunku do Żydów środowiskach, zwłaszcza wobec jednoznacznego stanowiska całej tajnej prasy.

  • Zdzisław Przygoda, Polak żydowskiego pochodzenia, mieszkający jako chrześcijanin w okupowanej przez Niemców Warszawie, zapisał, że sympatia dla bojowców była powszechna:

„Warszawski Żoliborz zamieszkiwała klasa średnia, głównie przedstawiciele polskiej inteligencji. Ukrywało się wśród nich wielu Żydów.”

  • Jakub Celemeński, członek żydowskiego podziemia po stronie nieżydowskiej, z satysfakcją odnotował, że Niemcy nie kwapią się ryzykować konfrontacji z powstańcami, a miasto otwarcie wyraża swój podziw dla walczących w getcie i dla ich odwagi:

“Wsiadłem do pierwszego tramwaju, który jechał w kierunku Żoliborza. Przejść ulicę można było tylko do dziewiątej wieczorem.  Naziści, nie odważając się wejść do getta, rozpoczęli obstrzał ulic getta z armat. W wagonie tramwaju panowało niezwykłe podniecenie. Polacy nie rozmawiali o niczym innym, jak tylko o wybuchu powstania w getcie. Ich słowa w większości były przyjazne”.

  • Ruth Altbeker Cyprys, Żydówka, która jako chrześcijanka ukrywała się po stronie aryjskiej, dodaje:

“I would pass in tram alongside the ghetto wall several times a day …”

„Przejeżdżałam tramwajem wzdłuż muru getta kilka razy dziennie. […]

Moi współpasażerowie różnie reagowali na odgłosy walki w getcie. – Dlaczego Żydzi mieliby się bronić? – pytała kobieta w kapeluszu z różowym piórkiem. – Jest pani w błędzie, Żydzi mają rację – odezwał się poważnym tonem starszy pan i przeżegnał się. – Dobrze im tak, wstrętnym, tchórzliwym Niemcom. Podobno wczoraj Żydzi zabili dziesięciu tych niemieckich drani – wtrącił robotnik. Tramwaj zostawiał za sobą mury getta…”

  • Aleksander Donat, który ocalał z warszawskiego getta, wspomina postawę Polaków: podziw i rezygnację. Polacy wiedzieli, że po Żydach przyjdzie kolej na nich.

„Po akcji styczniowej [1943] […] słyszeliśmy, jak czasami Polacy mówili: – Brawo! Tak trzymać. Nie dajcie się im! – Albo: – Was zjedzą na obiad, a nas zostawią na kolację! – Albo: – Jak tylko te sukinsyny skończą z wami, wezmą się za nas.”

  • Israel (Srul) Cymlich słuchał opowieści o powstaniu, kiedy ukrywał się w Falenicy pod Warszawą. Widział, jak zwykłe relacje o bieżących wydarzeniach, wymieniane między zgłodniałymi wiadomości Polakami, przeradzały się w podnoszące na duchu legendy o bohaterstwie:

„Polacy, którzy w ciągu dnia przychodzili do sklepu, opowiadali różne wersje wydarzeń [w getcie], na przykład że Żydzi uwolnili podobno więźniów z Pawiaka, że nad gettem zestrzelono trzy samoloty i że «trwa zacięta obrona». Nie za bardzo wierzyłem w te historie. […] Heroiczne powstanie w warszawskim getcie stało się tematem numer jeden rozmów.”

  • Helena Elbaum Dorembus, Żydówka przechowana przez chrześcijan w Warszawie wspomina:

„Dwaj sąsiedzi, Boczek i pan Zaleski, wrócili z miasta z niewiarygodnymi wiadomościami. Mówią o setkach martwych Niemców, rozbitych czołgach i rannych, przerażonych żołnierzach zabranych do szpitali. Pan Zaleski triumfalnie chwali bohaterstwo Żydów”.

  • Hania Ajzner, jako dziecko ukrywana wśród chrześcijańskich dziewczynek w katolickiej szkole z internatem prowadzonej przez Siostry Zmartwychwstanki, wspomina widok getta i współczucie oraz szacunek, z jakim siostry je obserwowały:

„Którejś nocy siostra Wawrzyna weszła do dormitorium po tym, jak dziewczynki już się położyły. – Wstawajcie, dziewczęta, podejdźcie do okien – powiedziała i odciągnęła zasłony. Zobaczyły czerwoną łunę nad polami na południu.  – To getto się pali – powiedziała siostra. – W getcie wybuchło powstanie. Módlcie się wszystkie, bo tam walczą i giną bohaterowie.

Ania [Ajzner] stała w milczeniu. […] Dopiero po długim czasie wróciły do łóżek. Był 19 kwietnia 1943 roku.”

  • Icchak Cukierman, jeden z przywódców żydowskiego podziemia, który gdy wybuchło powstanie, był po nieżydowskiej stronie, zauważa przemianę Warszawy w miarę jak jej mieszkańcy obserwują bunt tych najbardziej upokorzonych i dostrzegają ich godność:

„Można powiedzieć, że polska ulica była w tamtych dniach prożydowska. Nie mówię o skrajnych grupkach, które z dreszczykiem radości przyjmowały wiadomość, że palą Żydów w getcie […] to co się działo w getcie, budziło niezwykły szacunek dla żydowskich bojowców. Polska prasa [podziemna] pełna była radosnego podniecenia i zachwytu, nie tylko lewicowych i liberalnych przywódców, ale zwyczajnej sympatii mas. Trzeba było być naprawdę łajdakiem, żeby cieszyć się z tego, co wtedy działo się z Żydami.

[…] Atmosfera ogólnej życzliwości na ulicy troszkę nam pomagała; odczuwałem to szczególnie, bo nie miałem dokumentów i przez cały ten czas chodziłem, zwykle w pobliżu murów getta albo włazów do studzienek, z kilkoma osobami. […]

Kiedy płonęło getto, wtapiałem się w zgromadzony tłum, który patrzył na mury. W tamtym okresie dużo było współczucia i podziwu dla Żydów, bo wszyscy zdawali sobie sprawę, że to walka z Niemcami. Podziwiali odwagę i siłę Żydów. Zdarzały się też jednak postacie, głównie ze świata przestępczego, które patrzyły na nas jak na pluskwy wyskakujące z płonących domów. Nie można jednak na tej podstawie uogólniać. Na własne oczy widziałem Polaków płaczących; po prostu stali i płakali.”

 

Getto w Warszawie nie istnieje

16 maja Jürgen Stroop dowodzący oddziałami SS i policji w getcie, odpowiedzialny za stłumienie powstania, pisał w raporcie: „Żydowska dzielnica mieszkaniowa w Warszawie już nie istnieje. Wielka akcja została zakończona 16.5.1943 wysadzeniem w powietrze synagogi warszawskiej o godzinie 20.15.”

 

Po latach, czekając w więzieniu na wyrok, a później na egzekucję za zbrodnie przeciw ludzkości, Stroop wspominał dwie flagi – polską i syjonistyczną – nad walczącym gettem:

 „Miało to ogromne znaczenie polityczne i moralne. Przypominało setkom tysięcy o sprawie polskiej, poruszało je i jednoczyło ludność Generalnego Gubernatorstwa, a zwłaszcza Żydów i Polaków. Flagi i narodowe barwy są środkami walki dokładnie takimi samymi jak ogień maszynowy, jak tysiące takich ogni. Wszyscy o tym wiemy – Heinrich Himmler, Krüger i Hahn [obersturmbannführer Ludwig Hahn, komendant policji bezpieczeństwa w Warszawie]. Reichsführer [Himmler] wrzeszczał w telefon: – Stroop, masz za wszelką ceną ściągnąć te dwie flagi!”

 

Dwie flagi zostały ściągnięte, ale rok później, w sierpniu 1944, ocalali żydowscy bojowcy jeszcze raz, ramię w ramię z żołnierzami Armii Krajowej powstali przeciw niemieckim okupantom, w trwającym 63 dni Powstaniu Warszawskim.

 

 

Kontakt z PFN

©PFN2018